chce, całem jego zajęciem obrzucać kamieniami przechodniów.
— Bene! — chciał coś jeszcze po wiedzieć ogrodnik lecz się zakaszlaj.
Anania stał u okna i, spluwając na cuchnącą miazgę, czuł się śmiertelnie smutny. Znał chłopca, co terminował u szewca Caschide. Wiedział, że dokazuje, nie więcej przecie, niż Bastianeddu i nie jeden z uczęszczających do szkoły chłopców. Czemuż signor Carboni nie weźmie go do siebie, jeśli jest jego ojcem? Wszak jego, Ananię Atonzu, przyjął i to bez trudności. Czy chłopiec ten ma matkę? Matka! W miarę, jak Anania wzrastał i dojrzewał, jak jego uczucia i myśli rozwijały się niby listki z pączka dzikiego kwiecia, myśl o nieobecnej matce stawała się coraz stalszą, wspomnienia coraz wyraźniejsze. W epoce tej był już piątoklasistą i śród przeróżnych kolegów nabierał świadomości złego i dobrego. Rumienił się przy każdej wzmiance o swej matce, rumienił się świadomie, tak, jak przedtem, pamiętał, wstydził się instynktem. Nie przeszkadzało mu to pragnąć jednocześnie dowiedzieć się o niej, znaleźć ją, wyrzucać jej swe opuszczenie. W wyobraźni jego rysowała się coraz wyraźniej ziemia zamorska, nieznana, dokąd, jak mówiono, zbiegła... Ze szczególnem zajęciem studyował geografię i znał doskonałe drogi, wiodące, z zamieszkałej przezeń wyspy, na ten kontynent, gdzie, przecie, gdzieś, kędyś zamieszkiwała Ola. I tak, jak niegdyś, w wiosce górskiej, paliła go namiętna ciekawość poznać miejsce zamieszkania nieznanego mu wówczas ojca, tak teraz, czytając o miastach kontynentu, myślał o tem tylko, w którem ukrywa się jego matka? Wspomnienie matki wrażało mu się w pamięć z coraz większą wyrazistością lecz przedstawiała mu się zawsze w ubiorze wieśniaczki, bosa, wysmukła, smutna.
W kilka lat potem zaszedł takt, odświeżający
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/85
Ta strona została przepisana.