Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.I.djvu/89

Ta strona została przepisana.
VI.

Zbliżyły się wielkanocne wakacye.
Pewnego dnia, gdy Anania uczył się pilnie gramatyki greckiej, siedząc pomiędzy zagonami kardów, posłyszał pukanie do furtki ogrodu.
W ogrodzie, oprócz Anania, był jego ojciec, który kopał doły, przyśpiewując sobie piosenkę romansową poety, Łukasza Cubedda. Była Nanna, popomagająca pleć ogrodnikowi i Efes Can pijany, jak zawsze, leżał w wysokich trawach.
Ciepło było; różowe obłoczki niknęły po białawe!« tle nieba, ginąc za sinemi szczytami góry Oliena; z doliny, niby z szerokiej otwartej zielonej konchy, wonie biły w ciepłe powietrze.
Od czasu do czasu Nanna, prostując się, rzucała dłonią pocałunki w stronę ucznia, wołając z rozrzewnieniem:
— Serce ty moje! Goździku wonny! Niech ci Bóg dopomoże! liczysz się pilnie, ładnie, niby księżulek, sam ksiądz kanonik! Co z ciebie będzie kotku! Sędzią będziesz, nauczycielem, profesorem i wszystkie dziewczęta w mieście, jak muchy na lep, lgnąć ciebie „będą. Ah! Krzyże! biedne moje krzyże, bolą mię — dodawała, prostując się.
— Pracuj że, nie trać czasu — upominał ją wuj