a w powietrzu było tak cicho, jakgdyby przyroda cała przysłuchiwała się fontanny szmerom i miłosnych zaklęć słodkim szeptom. Na niebie złote i purpurpurowe światła gasły; na drogę, przezroczyste zabiegały cienie... Młodzian wpół ujął dziewczynę, skłoniła mu się w objęcia... pocałował ją...
∗ ∗
∗ |
W tym to czasie, gdy siedemnastą doścignął wiosnę Anania, przyjaciół nie miał i w bliższej zażyłości nie żył z żadnym ze szkolnych kolegów. Bał się, by mu kto nie napomknął o jego pochodzeniu; stał się nader drażliwym. Raz posłyszawszy urywek rozmowy pomiędzy towarzyszami: „w jego położeniu nie zostawałbym dłużej przy ojcu,“ pewien był, że o nim to była mowa i zaprzestał kłaniać się koledze, co powyższe wymówił był słowa, chociaż w głębi duszy, zupełną mu przyznawał słuszność?
— Istotnie — myślał — po co korzystam z łask człowieka co matkę moją uwiódł i wepchnął na złą drogę? Nie kocham go, ani nienawidzę lecz nie mam dlań i całej tej wzgardy, którą mieć winienem. Zły nie jest. Nie jest nawet tak trywialny, jak inni nasi sąsiedzi. Marzenia jego są dziecinne. Spodziewa się znaleźć skarb ukryty, wierzy w to! Naiwny! Jego szacunek dla starej żony, wierność dla „gospodarza“ są mi raczej sympatyczne i gniewa mię to właśnie, gdyż pragnąłbym pogardzać nim z całego serca. Niczem mi jest. Nie prosiłem go, by mi dał życie... winienem go opuścić raczej odkąd wszystko to rozumiem...
Co do ciotki Tatany do tej czuł pewne przywiązanie i ufność bez granic. Kobieta pokochała go sercem calłem. Nie udało jej się wychować go