Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/111

Ta strona została przepisana.

jedno nie, niepostrzeżenie, nie w porę... Tyle już tego widziała wdowa po bandycie... a komu sądzono cierpieć, cierpi i żyje... oj żyje. Chciałaby jednak osłodzić ów kielich goryczy, który sądzono było jej, jej właśnie, przechylić do ust kochanemu temu chłopcu.
— Nie potrafię — rzekła — opowiedzieć szczegółów, jak żyła, co porabiała. Wiem, że odprowadziwszy cię do Nuoro... sam przyznasz, że nie mogła nic innego wymyślić; gdyby nie to, nieznałbyś rodzonego swego rodzica, nie zaznał byś dobrej doli, nie był czem jesteś...
— Nie mówcie o tem, bo się wścieknę! — zawołał z impetem Anania.
— Cierpliwości! Uspokój się chłopcze! Nie przecz dobrodziejstw, udzielonych ci przez Najwyższego, którego Opatrzność granic nie zna. W co byś się obrócił gdybyś tu pozostał? Możebyś i ty, i ty także został w końcu mnichem, bratem kwestarzem, żebrakiem, czy ja wiem czem! tchórzem! Basta! Nie mówmy o tem. Widzisz to, lepiej umrzeć, sto razy umrzeć lepiej, niż skończyć tak... Czuła to może twa matka, zresztą... przeznaczenie — przeznaczeniem, każdy idzie gdzie go prowadzi przeznaczeń jego ręka, oplatany siecią, z której nikt nigdy wyswobodzić się nie potrafił. A czy sądzisz, że tu, w Fonni, Ola wiodła żywot święty i niepokalany? Nie było to w jej przeznaczeniu, nie było! W ostatnich czasach jej tu pobytu chodził tu do niej żołnierz pewien, którego przeniesiono do Nuraminis, na krótko przed waszą ucieczką. Po opuszczeniu cię w Nuoro, — nieszczęsna sama mi to opowiadała — udała się do Nuraminis i pieszo, chowając się dniem, podróżując w nocy, przeszła połowę Sardynii. Z karabinierem tym żyła czas jakiś, obiecywał poślubić ją, lecz tymczasem żal się z nią obchodził, bił, wyzyskiwał i opuścił. Ole staczała się po pochyłej drodze. Tak było prze-