miał potok rwący, a szum ten w ciszy górskiej i wiatru nagły przewiew, wywierały na młodzieńcu wrażenie, jakgdyby wszystko ożyło żarzącą mu się w duszy nadzieją. Szmer wody był głosem, powiew wiatru tchnieniem tajemniczych istot górskich, zdjętych nagłą jakąś radością w samotnem swem odosobnieniu.
Lecz tuż zaraz przypomniało mu się wrażenie, doznane przed kilku dniami, w gaju, na Orthobene. I wówczas wstrząsane wiatrem drzewa przypomniały mu ludzi, lecz ludzi skołatanych bólem i goryczą życia. Drzewa drgały wówczas nawet, gdy wiatr opadał... jak ludzie rozkołysani długiem i dojmującem cierpieniem, co w chwili wytchnienia, drżą na myśl o tem, co im najbliższa, a zawsze groźna, przyniesie przyszłość.
Nagle, w głębi wstrząśniętych myśli jego i porwanych marzeń, błysła mu myśl dziwna, przefantastyczna: a gdyby, ot tak, poprostu, zabić przewodnika i zostać bandytą? Rzemiosło jak i inne... Zdaniem ciotki Grathii od wielu innych przedniejsze...
Roześmiał się głośno:
— Niepoprawny ze mnie romantyk — myślał. — Po co kogo bądź zabijać. Mógłbym skryć się w tych górach, nie wracać do ludzi, żyć jak pustelnik, karmić się korzonkami, polować na ptactwo górskie. Czemuż się ludzie boją samotności, oplatani siecią, co wiąże jednych z drugimi a wszystkich pęta i więzi. Zarathustra! Tak rzekł raz Zarathusta:
„Gdy sam jestem, nie mam nikogo do kogo mógłbym się uśmiechnąć, co by mnie pocieszył...“
∗ ∗
∗ |
Przez trzy godziny wzbijał się Anania w górę, ku szczytom, pomału, śród niebezpieczeństw wie-