Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— A woźnica?
— Cierpliwości mówię ci, synku! — zawołała wdowa, powstając z miejsca i wrzeciono składając na stołku. Właśnie zleciłam woźnicy, by jej powiedział, że czekam jej tu, jutro, jutro koniecznie: „powiesz jej“ — powiedziałam mu, „by tu przybyła, gdyż mam jej zakomunikować ważne rzeczy, w jej własnym interesie. Tylko nie mów jej nic o tem, że Anania Atonzu, młodszy, jest w Fonni. Spełń zlecenie moje synu, mówię mu, a spełnisz dobry uczynek.”
— I cóż, i cóż? — przerwał niecierpliwie Anania?
— Obiecał spełnić me zlecenie, i obiecał przywieźć mi ją tu, jutro, pocztową bryką.
— Nie zechce, nie zechce — twierdził, miotając się Anania. — Skryje się, umknie. Czegóż nie udałem się po nią sam... zresztą czas jeszcze...
Zabierał się do wyjścia, chciał natychmiast udać sic do przydrożnej karczmy, lecz dał się łatwo zatrzymać i uspokoić.
Minęła noc smutna i niespokojna. Pomimo fizyczne zmęczenie Anania nie mógł długo usnąć na wązkiem łóżeczku, na którem się rodził i na którem pragnął nocy tej umrzeć.
Wiatr wył nad dachem lepianki, wstrząsał nią, jak morze wzburzone, gdy kolace o łódź kruchą, a wycie wiatru przypominało Ananii smętne jego dzieciństwo, pełne trwogi noce zimowe, gdy drżał ze strachu leżąc u boku swej matki przyciskającej go do siebie pod wpływem lęku raczej i zimna, niż miłości. Czuł, pewien był, że nie kochała go nigdy. Nie łudził się, nie kochała go wcale i to być może, to właśnie stało się niedolą i zgubą życia Oli. Czuł to, wiedział o tem, rozumiał, doznając niesłychanej przy tem tęsknoty i litości dla tej ofiary losów i ludzi.
A gdyby przybyła tak tu, nagle, tej nocy