a w łkaniu jej była gwałtowna, choć niema skarga na ostatnie jego słowa, pełne zniewagi. Uczuł to, zawstydził się słów wyrzeczonych w gniewie i zapamiętaniu, a jednak płacz nieszczęsnej gniewał go raczej, niż wzruszał, a na wzburzonych, naprężonych jego nerwach grały same dzikie, prymitywne instynkty. Czuł to, zdawał sobie doskonale sprawę z uczuć swych, lecz niezdolnym był przezwyciężyć je i opanować.
Zia Grathia patrzała nań wystraszona. Ola miała racyę bać się go tak okrutnie. Porwawszy się za głowę, w oburzeniu staruszka gotowa była rzucić się pomiędzy tych dwoje, gdyby zaszła tego potrzeba, tylko teraz nie wiedziała jak przemówić, co powiedzieć. Ah! ten panicz wyelegantowany, w złości popędliwszy był od każdego obdartusa w górach, owczarka napoły dzikiego, bandyty! Bandyci, których zia Grathia znała w młodości swej czułymi byli na łzy niewieście... Mogłaż, mogłaż przypuścić, że się to tak skończy? Inne. wyobrażała sobie spotkanie, inne.
Anania stał przed Olą.
— Tak — mówi! głos zniżając i drżąc cały — włóczęga skończona, zrozumiej my się. Po co płakać, cieszyć się raczej winnaś, żeś odnalazła syna, co ci się dobrem za złe odpłaca. Ztąd nie ruszysz krokiem, chyba, że się rozporządzę inaczej. Czy rozumiesz? — pytał, głos znów podnosząc i uderzając się pięścią w piersi — ja dziś jestem panom położenia, nie mam już nędznych lat siedmiu, nie wyprowadzisz już mnie w pole, nie odtrącisz jak niepotrzebny łachman. Mężczyzną dziś jestem, słyszysz?... mężczyzną! potrafię się obronić, nie dam się oszukać, a odkąd żyję nie było dnia, w którymbym nie konał z tęsknoty, ze wstydu, z boleści... Niszczyłaś mnie codziennie, zabijałaś, podkopywałaś szczęście, los, wszystko.!
Mówiąc, gestykulował gwałtownie, rozmachi-
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/126
Ta strona została przepisana.