sprzedam książki... odziać ją trzeba i karmić. Głodna.
Jakgdyby odgadując myśl jego, wdowa po bandycie spytała Oli.
— Chcesz pewnie jeść? Powiedz, nie wstydź się, cierpienie nie hańbi, ani ubóstwo. Czyś głodna?
— Nie — wyjąknęła kobieta drżącemi wargi.
Anania drgnął na dźwięk jej głosu. Głos to był słyszany dawniej, przed laty... jej głos, głos matki... tak, Ola matką jego była, rodzoną, jedyną, był kością jej kości, krwią krwi i czuł, że ma przed sobą niby członek własny, choć chory i odłamany, od którego oderwać się nie zdoła nigdy, ranę bolącą, którą leczyć i zabliźniać bądź, co bądź, trzeba, a myśl o tem napełniała go strachem i żałością.
— Ebbene! Dobrze — mówiła wdowa po bandycie, przysuwając stołek do komina — usiądź tu córko, a ty, synku, tam usiądź. Siedźcie tak razem, gołąbki moje i porozumiejcie się, radźcie wspólnie nad wspólną biedą.
I, sadowiła Olę, chciała usadowić wygodnie młodzieńca, lecz ten się otrząsł niecierpliwie.
— Zostawcie mnie, nie zajmujcie się mną. Jużem mówił, że przestałem być dzieckiem, sam sobie poradzę. Zresztą — ciągnął, przechadzając sic dużemi krokami po izbie — nie ma tu nad czem tak bardzo radzić! Powiedziałem wszystko, com miał do powiedzenia. Powinna tu pozostać dopóty, dopóki nie rozporządzę się inaczej. Musi być odzianą, karmioną, na to pieniądze będą, dam ile będzie trzeba, ale o tem potem... teraz — tu podniósł głos dając tem do zrozumienia, że pytanie zwraca do Oli — co macie na to do powiedzenia?
Ola milczała, sądząc, że pytanie stawiane było nie jej, a wdowie po bandycie.
— Słyszałaś? — pociągnęła ją za rękaw wdowa — Odpowiadaj.
— Ja... ja mam odpowiadać?
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/129
Ta strona została przepisana.