w które obfitowały najnędzniejsze wioski rodzimej Sardynii. W mieście znów nowożytnem, gmachy przygniatały go olbrzymienia nie zawsze harmonijnemi rozmiarami, szerokie ulice zdawały się przeznaczone na korowody olbrzymów, place większemi były niż tankas[1] w Sardynii, a niebo za wysokie, za głębokie... O, nie, stanowczo Rzym nie był tem, czem mu się jeszcze w Civita Veechia być zdawał.
Nawet w uniwersytecie, gdzie się zapisał na prawo cywilne i kryminalne i uczęszczał pilnie, zwłaszcza na przepiękne lekcye Enrica Ferri, czekało go rozczarowanie. Studenci niespokojni byli, krzykliwi, roześmiani, jakgdyby drwili ze wszystkiego, z samego życia. Zwłaszcza w auli, na górze nr. IV, niezwykłe i mieszane tłumy oczekujące wykładów Ferri’ego, dokazywały przed zjawieniem się profesora. Często student wskoczył na katedrę, rozpoczynająć parodyę zapowiedzianej i przez większość z upragnieniem wyczekiwanej lekcyi. Powstawała wrzawa nie do opisania: oklaski, tupanie nogami, okrzyki: Viva il papa, Viva Pio IX! Viva Sant’Alfonso di Liguoro! Inni, a często sam katedrę profanujący student, naśladowali miauczenie kotów, pianie kogutów. Wzmagały się wrzaski, powstawały bójki — latały papierowe kule, nawet pióra i zapalone zapałki ciskane były na zajmującego, prawem kaduka, katedrę zuchwalca i dopiero nadejście ulubionego profesora Enrico Ferri, burzą, pełnych zapału oklasków, kładło kres swawoli jednych, niechęci drugich.
Z czasem Anania oswoił się o tyle z życiem kolegów, że dzielił ich sympatye, antypatye, krzykliwe manifestacye, lecz na razie, niepohamowana ta wesołość, gadatliwość i ruchliwość, zarozumia-
- ↑ Tankas — ferma, pastwisko.