ra i nieruchoma, zdawała się uosobieniem śmierci i przeznaczenia na progu śmiertelnej świetlicy.
Anania zbliżył się do stoliczka, pod ścianą, u wezgłowia zmarłej, na którym stała w grube łzy, za lada powiewem wichru tająca gromnica niepewnem migocąc płomieniem. Obok, na szklanym spodku, leżał woreczek zielony, jedwabny, rozdarty Rezetta, amulet, relikwie. Młodzieniec patrzał na nie długą chwilę... wziął w rękę... otworzył... wysypało się trochę szarych popiołów, wypadki gałązek parę, kamyków jakichś startych na proch przez czas.
Prochu szczypto marna!
Anania miął w obu dłoniach woreczek pusty, dotykał prochów czegoś, co musiało niegdyś stanowić drogą jakąś, miłosną zapewne pamiątkę dla jego matki, prochu garstkę, którą tak długo nosił na łonie niby świętość, talizman, pod czem mu serce uderzało tak żywo.
I w pamiętną tę przełomową noc swego życia, której odczuwał, chociaż i nie ogarniał jeszcze całą doniosłość, w szczypcie tych prochów dostrzegał symbol przeznaczeń. Tak, prochem było wszystko; życie, śmierć, człek i przeznaczenie samo, czemże innem być miało? A jednak w chwili tej stanowczej, przełomowej moralnego swego jestestwa, pod okiem starej kobiety, co sztywno w czarnych swych szmatach stała na progu izby do uosobienia śmierci podobna, przy okrwawionych zwłokach najnędzniejszej z istot ludzkich, której zawdzięczał istność i która własne swe życie, korzyści jego poświeciła przecierpiawszy przed tom wszystko, co przecierpieć może istota ludzka, czuł, tak, czuł wyraźnie, że z samych popiołów szczypty nędznej wybuchnąć może i wybuchnąć winna iskra jasna i przeczyta. Nadzieja znów wzbierała mu w rozbitej bólem piersi: Chciał żyć, kochał życie, żył.
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/162
Ta strona została przepisana.
KONIEC.