Małgosia piękna, bogata, kocha mnie, czeka. Czegóż więcej pragnąć mogę? Pocóż się tak smucę?
Opuściła go już była uprzednia za domem tęsknota, gdy mu się przed oczarowanym wzrokiem objawiła Roma ze wszystkich swych piękności, potężnem zaklęciem, podobna do słońca rozpraszającego mgły poranku. Już ją pokochał tą wielką, niezmienną miłością każdego, co się jej przypatrzy, w nią wniknie miłością tak żywą i głęboką, że stojąc poranku pewnego na wyniosłości Belwederu willi Medici, zapatrzony w olbrzymią konchę zielonej Kampanii, zamykającej w sobie Perłę nad perłami, miasto miast, wśród ciszy horyzontów i ruin, wśród ciszy cudnych ogrodów willi Medyceuszów, gotów był pytać siebie, co więcej teraz kocha: rodzimy swój kraj, czy Romę przepiękną, nieśmiertelną...
Rozpoczął był studya i czuł już podmuch wielkiej Romy w małej swej duszy. Uczęszczał pilnie do uniwersytetu i biblioteki, zwiedzał muzea i galerye. Niektóre obrazy uderzały go nadzwyczajnie, zdawało mu się, że je zna, że je widział... Gdzie? kiedy?. Nie wiedział. Zapewne w uprzednich jakichś egzystencjach. Zastanawiając się nad tem jednak, przekonał się, że uderzało go tu podobieństwo niektórych figur do znanych mu w Sardynii postaci i tak: pewna Madonna Correggia przypomniała mu śniadą twarz matki Bnstianeddu, starzec Spagnoletto’a podobny był do biskupa z Nuoro, a w kopii portretu „Nieznajomego Toskańczyka”, którego oryginał jest w Wenecyi — znalazł coś z sarkastycznego uśmiechu, zio Pera, ogrodnika, „starym kotem” zwanego.
Codziennie na ulicach, kościołach, galeryach odkrywał coś nowego, przedmioty sztuki, rzeczy piękne, pobudzające podziw lub zachwyt. Piękną, przepiękną była Roma, i coraz głębiej wrastała mu w serce.
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/19
Ta strona została przepisana.