nego pana. Dowiedz się, powiedz umi czy nie ma jakich dokumentów? Gdyby były... mógłbym dopomódz... tam, w Sardynii, odszukałbym przeniewiercę, wzruszył... wyszłoby to i wam ciotko na dobre...
— Po co wzruszać?
— W interesie pani Maryi...
— Nikt nie prosi: ma ona pieniędzy dość na swe potrzeby. Zostaw ją serdeńku w spokoju. Nie miłe to dla niej być musi wspomnienie. Przestań. Gniewałaby się, gdyby posłyszała o czem mówimy.
— Byle znaleźć fotografię, ślad jakiś — powtarzał Anania.
Daremnie przeszukał był w pokoju Maryi Obinu. Nic nie znalazł, żadnego dokumentu i istotnie dobrze mówiła stara kucharka, gospodyni nie lubiła wzmianek o przeszłości.
Student pragnął nabrać pewności przed odjazdem. Co chwila zadawał sobie trwożne pytanie, czy Marya Obinu i Ola są jedną i tą samą osobą? Czemuż energiczniejszych nie używał środków? Trzeba było zwrócić się do policyi z kategorycznem żądaniem, napisać do domu, rozgmatwać pasmo, którego nie pochwycił! Tymczasem czas tracił, nie mógł się otrząsnąć z bolesnej jakiejś inercyi. Tyle razy obiecywał sobie zapytać Maryi, przyprzeć, jak to mówią do muru, wydobyć z niej coś. Po rozmowie owej, której Daga był pretekstem, daremnie starał się ją zwabić na rozmówce we dwoje, na cztery oczy: zagadywał, wołał, zaczynał tak i owak. Nie widywał jej dniami całemi i często widywać nie pragnął.
Musi się przecie dowiedzieć czegoś pewnego przed odjazdem. Musi — myślał, idąc ulicą, na której przechodnie stawali się coraz rzadszemi. Jeśli nie jest matką moją, skończą się te męczarnie... Lecz gdzież ona? matka? Co porabia? Bliska czy daleka? W miejskim tym odmęcie, którego gwar
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/60
Ta strona została przepisana.