Wybiła godzina niepokoju dla żeglarzy i dla tych, co przez nieznane wody ku nieznanym puszczali się wybrzeżom.
Anania był właśnie pomiędzy nimi. Pociąg niósł go ku morzu. Smętny, jesienny zapadał wieczór. Dzierzgane w koronkę szczyty Gallura, rozpływały się w mglistej linii horyzontu; w powietrzu czuć było wilgotną ziemię; ostatnią pociąg mijał wioskę, której szara dzwonnica rysowała się na liliowem tle nieba. Anania przypatrywał się dziwacznym profilom gór, barwom obłoków, krzakom czerniejącym śród skał brunatnych i tylko obecność dwóch współtowarzyszów podróży: księdza i studenta, co jednocześnie z nim skończył szkoły — dodawały mu siły do powstrzymania łez, cisnących się do oczu.
Zresztą, wszak jest mężczyzną. Wprawdzie od piętnastego roku życia uważał się za skończonego młodzieńca, lecz teraz ma się, w najlepszej wierze, za przeżytego, chociaż młodość i zdrowie biją z jego oczu, z postawy słusznej i giętkiej, świeżej, złotawym wąsikiem ozdobionej twarzy.
Mrok wzmagał się. Kilka gwiazd zabłysło po nad szczytami Gallura, kilka ogni błysnęło wśród
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/7
Ta strona została przepisana.
CZĘŚĆ DRUGA.
I.