— Basta! Dość! — szeptała, opamiętawszy się pierwsza. — Ostrożnie, ciszej! Wyzdrowiałeś?
— Tak, tak — odpowiadał szybko. — Wreszcie! widzę cię, jestem z tobą! Słyszysz, jak mi serce bije?
Ręce jej przyciskał do piersi.
— Bije tak silnie, że mówić przeszkadza... widzisz, bo, nie mogłem przejść z wieczora pod twem oknem, bo... bom nie miał chwili wolnej. Obstąpili mię, witali... I teraz nie widzę cię, nie mogę się nacieszyć twym widokiem, tak ciemno...
— Nino! zobaczym się jutro, teraz czujemy się wzajem, — mówiła śmiejąc się cicho, cichutko, a pod ręką czuła bicie serca chłopca. — Jakże ci serce bije, Nino! trzepoce ci się w piersi jak ptak zraniony... Lepiej ci powiedz? Na prawdę wyzdrowiałeś?
— Wyzdrowiałem, wyzdrowiałem! wszak jesteśmy razem.
Starał się dojrzeć ją w cieniu ciemnej nocy, pod chmurami, co biegły po niebioskłonie. Jaśniejszy szmat nieba zdawał się furtą uchyloną, przez którą dwie drżące gwiazdy, niby oczu dwoje, przypatrywały się zakochanej parze. Anania siedział na kamiennej ławie, trzymając na kolanach i w ciasne ni objęciu, wyrywającą mu się dziewczynę.
— Puść mię — mówiła — ciężka jestem. Nazbyt utyłam.
— Lekkaś jak piórko, — odpowiadał z przekonaniem — gołąbko moja. Razem więc, razem jesteśmy! Wierzyć mi się prawie niechce... Snem mi się zdaje. Marzyłem o chwili kiedy będziemy razem i zdawało mi się, że nie nadejdzie nigdy, a teraz razem jesteśmy! Od zmysłów odchodzę! Tyś to Małgosiu, tu, na mem sercu. Mów do mnie, mów droga bo mi się zdaje, że śnię jeszcze.
— Cóż ci mam powiedzieć? Pisałam ci wszystko, wszystko! Ty to mów, opowiadaj. Tak ładnie
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/72
Ta strona została przepisana.