że już nie żyje, co mu błysnęło w duszy, jak te tam horyzonty rozkwiecające błyskawice. Jakże podobne do siebie bywają ból i radość...
Pomału jednak, wracającego do domu, przy zmniejszonym deszczu, zdejmowały uczucia mniej egoistycznej natury.
— Podły jestem — myślał. — Cieszę się ze strat, poniesionych przez mego dobroczyńcę. Co warte serce ludzkie.
Nazajutrz rano pisał do Małgosi, przedstawiając jej tysiąc projektów, jeden od drugiego bardziej bohaterski. Będzie dawał korepetycye, i z te go się utrzymywał do skończenia uniwersytetu, niechcąc dłużej być ciężarem swemu dobroczyńcy. Natychmiast oświadczy się panu Carboni o rękę jego córki. Chciał, w każdym razie, dać uczuć swym dobroczyńcom, że zostać może podporą ich i chlubą.
Kończąc pisać list przy otwartym oknie, zkąd wpadała świeżość poranku i niedawnego deszczu, posłyszał za sobą śmiech stłumiony. Obejrzał się i spostrzegł Nannę o załzawionych oczach i obwisłych wargach. W trzęsącem się ręku niosła tackę z kawą, której groziło wylanie lada chwilę na podłogę?
— Dzieńdobry Nanno! — zawołał — żyjesz dotąd stara!
— Dzień dobry paniczowi! Chciałam zajść z nienacka, nie udało się. Uprosiłam u zia Tatany, by mi pozwoliła podać paniczowi kawę. Ręce przed tem umyłam, czyściuteńkie! O! co za szczęście, co za szczęście — marmotała płacząc i śmiejąc się jednocześnie.
— Gdzie ów panicz! ekscelencja! o której ciągle ci się język plącze — zawołał wesoło Anania. — Jestem dla ciebie tem co i dawniej, i jak dawniej mów mi „ty,“ poprostu. Dawaj kawę.
— Ach! nie to, nie to co dawniej. Mieszkamy tu w norze, jak zwierzęta dzikie. Jakże mogę
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/77
Ta strona została przepisana.