kopyt końskich. Jeździec, góral, śpiewał ludową piosenkę...
Ananii przypomniało się jego dzieciństwo w Fonni, Juanne, wdowa po rozbójniku.
— Marzyło mi się wówczas, że zostanę bandytą — uśmiechnął się, — ciekawe! W tym miesiącu, jeszcze nie odkładając, muszę zwiedzić Fonni.
Myślał chwilę o Juanne i o tem, jak mu się tam powodzi w klasztorze. Po chwili pogrążył się znów w rozmyślaniach o własnym swym losie.
Tak, gołąbka siwa, zia Tatana, jest już tam w gabinecie „gospodarza,” przy biurka, tem, na którem student znalazł był ongi kopertę różową. Jakże mógł był popełnić podobną niedyskrecyę! Głupie wyrostki na wszystko się ważą. Szalone głowy. Czy teraz, on, Anania, mógłby popełnić bezwiednie coś złego?
Basta! Ciotka Tatana jest już tam... a wedle niej sinior Carboni: otyły, spokojny, ze złotą dewizką na zaokrąglonym brzuszku.
— Co, co mu tam prawi starowina — myślał Anania, uśmiechając się nerwowo. — Gdybym miał czapkę niewidko i mógł słyszeć, widzieć, sam niewidziany. Brama byłaby zamkniętą. E! zastukałbym i Marietta, służąca, otworzyłaby mi natychmiast albo też rozgniewałaby się jak wówczas, gdym chodził prosić o trochę cieplej strawy dla wuja Efesa...
Zaśmiał się.
— Jak mogę myśleć w podobnej chwili o takich bzdurstwach.
Odszedł od okna, wziął świecę, wszedł do kuchni. Ogień płonął na kominie, usiadł przed ogniem, lecz nagle, przypomniał sobie, że przecież jest lato i cofnął się śmiejąc.
Długo potem, długo, przypatrywał się rudemu kotkowi, czatującemu ze spuszczoną głową i naje-
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/86
Ta strona została przepisana.