zbierającym trawę na łąkach „gospodarza,” o pinii, której krzewy w pustem polu, podobne były do oddechu obra, tajemniczego władcy pustki tej i zarośli. Z kolei przypomniały mu się zwalone na górach kamienie, nuraghe, z których w oczach ciotki Barbary urósł był olbrzym... i pomyślał o cndnej, starożytnej zbroi, o włóczni, i złotym naramienniku widzianym w termach Dyoklecyana. Śród rojeń tych i rozpierzchłych myśli, dwa punkty pozostawały wytyczne, jasne, chociaż jeden z nich był ciemny, jak najgroźniejszej burzy chmura, drugi słoneczny, oba ścierające się z sobą, w nieuniknionym gromie: myśl o tamtej, o matce, druga o tem, co się dopiero waży w gabinecie siniora Carboni.
— Wszak postanowiłem nie myśleć o tem — mruczał i począł znów odpędzać kota od mysiej jamy. — Nawet ostatnia myszka w domu tym wieczora. tego winna spokojną być i bezpieczną.
Raz jeszcze wyszedł na dziedziniec, wypatrywał, nasłuchiwał. Nic, cicho... Po kwadransie może czasu, za obwarowaniem, ozwały się dwa glosy, potem trzy, cztery. Sąsiedzi to, zbierali się, jak to zwykli czynić co wieczór, przy warsztacie majstra Pane, by pogawędzić na świeżem powietrzu.
— Panie zmiłuj się nad nami — jęczał płaczliwy głos kalekiej Rebeki — widziałam pięć gwiazd spadających z nieba. Zły znak, przytrafi się pewno coś złego.
— Antychryst z ciebie się narodzi — zaśmiał się brutalnie wieśniak jakiś — wszak napisano, że go na świat bestya wyda.
— Antychryst? w takim razie urodzi się z twej żony, plugawcze! — odcięła się zirytowana kaleka.
— Połknij to kwiatku! — zaśmiała się Agata, żując coś przy tem w ustach.
Wieśniak rozgniewał się, zaczął kląć, lecz stary stolarz krzyknął:
Strona:Grazia Deledda - Popiół Cz.II.djvu/88
Ta strona została przepisana.