Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/115

Ta strona została przepisana.

raz ostatni widzieć tu, tu, gdzieśmy się poznali, w tym samym dniu i godzinie, co kiedyś... myślałam...
— Ja się nad niczem nie zastanawiałem, — przerwał jej łagodnie.
— Lecz ja myślałam o tem, na co się narażasz...
— Dziękuję ci, Sylwestro.
— Dość, że... mówię do ojca: „Ojcze, zanim się zamknę i świat pożegnam, chciałabym raz jeszcze widzieć, winnice nasze i łąki, oliwkowe gaje i sianokosy. Pójdźmy, ojcze, do fermy Latte dolce. Ojciec rozpłakał się jak dziecko, lecz usłuchał mię. Wczoraj rano przybyliśmy do fermy, a ja zaraz, wieczorem, udałam się, dla niepoznaki, do kosciołka, Najświętszej Panny del Latte dolce i pozostałam do późnego wieczoru. Dziś... sądzą, żem tam znów poszła. Boję się jednak... Pocoś chciał mię widzieć?
Drżała, widocznie wylękła, on tylko słyszał głos jej śpiewny i widział ją, i czuł ją przy sobie.
— Pocóżeś mię przywołał? — powtórzyła, wyciągając ze stoga garść wonnego siana.
— Sylwestro, — począł z wyrzutem, lecz zamilkł, przyciskając ją znów, w bolesnem milczeniu do serca. Oboje słyszeli swych serc bicie, przeglądając się wzajemnie sobie w ukochanych źrenicach.
— Pocom cię wzywał, możeszże pytać o to? Po to, by cię raz jeszcze zobaczyć i powtórzyć to, o czem nie możesz wątpić, żem niewinny, że rzucono na mnie ohydne posądzenie, za to, że cię kocham i za to tylko, żem się ośmielił ciebie kochać. Ale nie, sobie nie myślę te-