Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/133

Ta strona została przepisana.

Pocieszył ją nieco ostry głos Stefana, zwrócony do służącej:
— Czego chcesz?Nikt cię nie wołał.
Dla „panicza“ Serafina nie bywała arogancką, odrzekła więc grzecznie i powolnie:
— To, Porri, proszę pana, chce widzieć się z panem.
Nie było dobrej racyi nie przyjąć grubego dzierżawcy, lecz chcąc złość spędzić na dziewczynę, Stefan ofuknął ją.
— Czemuś, do stu dyabłów, nie powiedziała mu, że mnie niema w domu?
— Pójdę i powiem, — odrzekła a paniczowi pobało się w odpowiedzi jej, dopatrzeć impertynencyi.
— Słuchaj-no! nie podnosiłabyś głosu. Niech raz jeszcze posłyszę, rozlegające się po całym domu twe wrzaski!
Marya uśmiechała się zadowolona.
Serafina zatrzymała się, zwracając na don Istene wzrok skrzący się gniewem. Po chwili opanowała się i spytała obojętnie.
— Jakże? Pan wychodzi, czy też mam wprowadzić Porri.
— Wprowadź! — szepnęła Marya.
— Wprowadź-że! — wrzasnął Stefan.
Lecz już gość nie w porę, był u drzwi salonu; na tło eleganckiego umeblowania rzucając plamę swej kwadratowej postaci i jak piwonia czerwonej twarzy.
— Proszę! — witał go Stefan, znudzony do osta-