Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/143

Ta strona została przepisana.

życa? Wszystkie baby przejęte są zabobonnym strachem.
— Jest to nieomylną oznaką wielkich klęsk, — zauważyła ze zwykłą pewnością siebie, donna Maurycya.
— Nie wielką byłoby klęską zniknięcie z powierzchni ziemi miejsc, gdzie przesąd i głupota tak jak tu! kwitną, — ostro odparł młody Arca.
— Stene O! Stene! — upomniał rozgoryczonego zięcia don Konstanty Arthabella, z łagodnym swym, pełnym rozumnego wyrozumienia uśmiechem.
— Pozwól mu wyburczyć się, ojcze! — zauważyła z łagodnym uśmiechem Marya, zajmując dawne swe miejsce u rodzicielskiego stołu, — Stene dziś w fatalnym humorze.
Na stole, przykrytym niebieską z białem serwetą, stal talerz z orzechami i półmisek fig dojrzałych, mieniących się od fijoletowej do jasno-popielatej barwy, stał też powszedni dzban sapa — napoju ciemnego i gęstego, w którym pływały krążki pomarańczowej skórki.
— Jak dalece zaufani jesteśmy, dowodzi to, że nie mamy tu pojęcia o niczem, ani nawet o elementarnej uczciwości, — począł Stefan, siadając przy stole i opowiedział wizytę i propozycyę Porri’ego, na zakończenie zaś zdusił w ręku parę orzechów, rzucając na stół łuskę.
Donna Maurycya słuchała uważnie, marszcząc brwi i czoło.