Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/158

Ta strona została przepisana.

racyom, lecz, że miodowy miesiąc w pełni był jeszcze, łacno mu było pocałunkami i pieszczotami wyleczyć żonę, z niewczesnej tęsknoty do krosien i przędzy. Tulił ją do serca, słodkie szepcąc obiecanki:
— Dziś panią tu jesteś, Maryo! Donna Marya Arca trudzić się nie potrzebuje. Twoją rzeczą na wrzeciona tych drobnych, białych paluszków motać nić złotą mego szczęścia i naszej miłości, być tą zaczarowaną królewną z baśni, do stóp której świat cały się skłania.
Słowy temi rozbrojona Marya, uśmiechała się, zapominając o tem, że i jej matka przecież, choć ze szlacheckiego rodu, choć dumniej od kogo bądź głowę nosząca, przędła i tkała w zubożałym, starym domu. Czyż krośna tkacze z wytworną robotą donny Maryi Arthabella, miałyby znów tak bardzo obniżyć elegancyę domu Arca?
Chodząc w odwiedziny do rodziców, nie omieszkała nigdy dodać róż parę w swej tkaninie, czyniła to jednak ukradkiem, bojąc się, by się jej mąż o tem nie dowiedział. Mógłby ją zburczeć.
To też w nieobecności męża, gdy był na polowaniu lub oddawał się w domu gorzkim jakimś rozmyślaniom, biegła chętnie do rodzicielskiego domu, gdzie w odpowiedniem sobie otoczeniu, odzyskiwała naturalny swój wdzięk, humor i; swobodę, i jeśli w nowożytnym salonie casa d’Arca, nie była wymarzoną przez Stefana kasztelanką, pod dachem rodzicielskim, w cienistym ogrodzie, kędy warczały koła młyna, w sta-