Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/17

Ta strona została przepisana.

zamknięty w mieszkaniu, czuł tęsknotę za czemś nieznanem, niebywałem, czego określić nie umiał, a za czem chciałby aż płakać.
W taki to wieczór leżał na nizkiej otomanie, w saloniku przyległym do swej sypialni, przerzucając dzienniki. Jego piękna głowa, pokryta gęstemi blond włosami, wsparta była na czarnej, aksamitnej poduszce, pracy rąk jego kuzynki. Poduszka miękką była i ciepłą i Stefan doznawał złudzenia kobiecych miękkich, ciepłych ramion, otaczających mu szyję i ramiona, myśli mu to jednak nie rozrywało i smutku nie koiło. Przerzucał obojętnie dzienniki, bez ciekawości zwykłej, z przysłoniętemi zadumą źrenicami. Wypadały mu, ze zmęczonej dłoni, na rozesłaną przy otomanie skórę jelenią.
Tuż obok drzemał wyciągnięty pyszny wyżeł, o długiej, jedwabistej, czarnej sierści. Przy spadaniu zadrukowanych arkuszy papieru, przebiegał go przez plecy i krzyż, dreszcz długi, nerwowy. Po niejakiej chwili dzienniki przestały spadać na ziemię, piękny Josto mógł pogrążyć się w sen niczem nie zakłócony, a jego pan popadł w głębszą i smętniejszą zadumę, dostrzegłszy na mglistem tle zwykłych, nieokreślonych marzeń jakiś punkt konkretniejszy i coraz to wyraźniejszy.
Wyczytana w dziennikach wzmianka, przypomniała mu miasto zamorskie, gdzie mieszkali jego krewni i młodziutką kuzynkę, której drobne paluszki pokryły hafftem aksamitną poduszkę na której leżała jego głowa. Wiedział, że rodzice jej, przeznaczyli mu ją za żonę,