Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/175

Ta strona została przepisana.

wzięły uczucia szlachetniejsze, pobudzone widokiem rodzimej przyrody, w szczęśliwą chwilę wniknięcia w tajnie własnego serca i sumienia. Pragnienie zgody i sprawiedliwości górą było! Szczyt Jenna’e beutos, — wichru wrota — dalekim był jeszcze. Zjeżdżając ostrożnie, zachodni skłon skały, Stefan pomyślał, po raz pierwszy, że Gonnesa mógł być istotnie niewinnym przypisywanej mu zbrodni? Stefan zostawał pod i wrażeniem szczerego, jasnego wzroku, z którym się spotkał w szybko z przechodniem zamienionem spojrzeniu.
Niewinnym był chyba? Winny skorzystałby z okazyi, zatrzymał w cieniu skały, pod ponurem sklepieniem Wrót Wichru, strzeliłby bez wahania na wroga i oskarżyciela. Tymczasem Goneza ustąpił z drogi temu, którego ukłon zbudził w nim najokrutniejsze wspomnienia; odszedł nie oglądając się, bez słowa, bez najlżejszego ruchu wyzwania lub groźby, a w szybko zamienionem z jeźdźcem spojrzeniu, tyle było dumy i pogody, że nawet Stefan, pomimo wzburzenia, nie doznał trwogi i nieufności, spotkawszy się oko w oko, w głuszy i w samotności Wrót Wichru, ze śmiertelnym wrogiem swego domu.
Od pół godziny prawie okalał obszerne własność jego stanowiące, a po stoku gór zbiegające w dolinę pastwiska. Po tej stronie stok góry był coraz łagodniejszy, a horyzont, od strony morza, przyrzynała sina masa Monte Bardia. Gaje oliwków i krępych dębów wieńczyły należące do Stefana, żyzne pola opasane pło-