Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Panie! panie! Jakże mi zostać? Don Stene wypędza mię, don Stene we własnej osobie.
— Don Stene! Wielki mi tu pan! Chce chyba mnie wraz z tobą wypędzić.
Serafina czuła, że się szala przechyla na jej stronę. Pokryła pocałunkami małe, pomarszczone, trzęsące się ręce swego pana, otarła łzy sobie i staruszkowi, pomogła mu się odziać, wprowadziła na schody i pozostawiła u drzwi salonu.
Że don Piane wchodził rzadko na górę, Stefan domyślił się o co mu chodzi. Pozostał głuchy na prośby ojca, lecz łzy i skargi staruszka wzruszyły i przeraziły Maryę.
— Nie wiadomo, co z tego może wyniknąć, — mówiła gdy don Piane odchodził rozgniewany i potykając się, na każdym kroku.
— Bądź co bądź, Serafina precz pójdzie! — zawołał stanowczo Stehan i wyszedł za starcem, czuwając nad jego zejściem ze schodów.
Poszła Serafina precz, płacząc, wyrzekając, klnąc i poprzysięgając zemstę. Jako ostatnią zdobycz, schwyciła jeszcze trzy nakrycia srebrne; Marya, chociaż spostrzegła ich brak natychmiast, zleciła Hortensyi nie wspominać o tem, dla uniknięcia większego jeszcze skandalu.
— Teraz zaś, — dodała ze stanowczością, — mogłaś się przekonać, Hortensyo, że służąca, nie umiejąca się zachować na swem miejscu, miejsce traci.