Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/219

Ta strona została przepisana.

lekkomyślnych, nieumiejących wnikać w cudze życie i uczucia, ująć nikłe i niewidzialne różnorodne nici wewnętzrnych i zewnętrznych pobudek, oplatających czyny ludzkie, zawiłą siecią pozorów, wniknąć w głąb intencyi. A iluż jest egoistów, obojętnych na wszystko co nie jest nimi samymi. A iluż bardziej nieraz grzesznych od tych, których sądzić są powołani? Ilu niesumiennych, faryzeuszów, nieprzygotowanych do zadania, ilu! Dla wielu zawód sędziego nie jest powołaniem, ani nawet sumiennie chociażby i nieudolnie wypełnianem zadaniem, lecz środkiem do życia, zbogacenia się, osiągnięcia stanowiska i znaczenia. Stefan, zasiadając pomiędzy przysięgłymi, gotów był uniewinnić każdego oskarżonego, każde obciążające świadectwo posądzał o stronność lub i sprzedajność. W myśli stawał mu ustawicznie Archangelo Porri i im gwałtowniejsze było wnoszone przez prokuratora oskarżenie, tem łatwiej mu było wnioskować o uniewinnieniu podsądnego.
Jeśli zapadał większością głosów wyrok potępienia, nie uspakajało to sumienia Stefana — owszem, czuł jak Piłat, niepokój wielki, wyrzucał sobie, że niezdołał przekonać kolegów, że nie dołożył wszelkich starań, by kwestyę zbadać wszechstronnie, dotrzeć do dna prawdy.
Na ostatniem dopiero posiedzeniu wotował w wyroku za potępieniem znanego złoczyńcy, który się zresztą do winy sam przyznał.
Opuściwszy Sassari, Stefan przesiadł się do drugiej klasy, gdyż w pierwszej pusto było i nudno; zajrzał nawet do trzeciej, gdzie dostrzegł żonę skazanego, którą