Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/226

Ta strona została przepisana.

sze. Wychować syna! Jakiż to bodziec potężny dla przeżytego i znudzonego panicza! W tem miał być cel życia Stefana. Wychować dziecko zdrowe na młodzieńca zdrowego i silnego na duszy i ciele, z którego wyrósłby mąż woli i czynu, artysta i pracownik, przedewszystkiem zaś mąż sprawiedliwy, uczciwy, miłujący dobro i prawdę, nie rozpołowiony, w zgodzie z sobą samym i z innymi, odmienny, jednem słowem, od modły, w jaką otrzymane wychowanie wtłoczyło Stefana.
Pociąg zatrzymał się na małym dworcu San Michele. Stefan siedział nieporuszony, pogrążony w smutnych i zwątpień pełnych myślach. Cienie słały się na niebie i ziemi, zalegając duszą jedynego, w lokalnym tym pociągu, pasażera pierwszej klasy.
Lecz pod zalegającym ziemię śnieżnym całunem, kiełkowały nasienne ziarna, nowe trawy przebijały rozmokłą skorupę ziemi. Kwiat przyszły miał już zawiąz przyszłego owocu i w sercu zagrzebanem w smutku i zniechęceniu Stefana, kiełkowała nadzieja lepszej przyszłości, słodka i rzewna jak leit motyw grzmiący w potoku doliny, z którym się mieszały srebrne dźwięki kościlnego dzwonu.

VIII.

Zboża dojrzewały na wzgórzach i nadzieje Stefana miały się wkrótce urzeczywistnić.
Tydzień jeszcze, mniej może, a nastąpi upragnione