Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/229

Ta strona została przepisana.

miauczenie, lub dostrzegając pomiędzy liśćmi ich różowe, wąsate pyszczki i jak paciorki błyszczące, swawoli pełne, oczy. Często Hortensya była przywoływaną na pomoc i przynosząc drabiny, urządzała łowy na psotników, poczem odnoszono je zwykle na pokutę, do kuchni. Hortensya klęła jak to mówią „co wlazło“, porywała kocięta jedno po drugiem za kark i nie zważając, na energiczny protest don Piana, jedno po drugiem wrzucała „dyablęta“, do fartucha. Kocięta ogłuszone, wystraszone, otrząsłszy się i obmywszy dobrze łapkami swe pyszczki, wyciągały się, drzemiąc na słońcu, milkł potok wymyślań rozzłoszczonej Hortensyi i don Piane mógł się oddać w spokoju, wyczytywani u w swej gazecie wiadomości o wszystkich lokalnych sprawach i sprawkach.
Zbudzenie się, w zaćmionej jego myśli, dawnych wspomnień i niespodzianego rozczulenia dla synowej, trwało krótko. Wprędce popadł w zwykłe starcze rozkapryszenie i rozgoryczenie. Przed każdym z odwiedzających go, skarżył się na synowę, a nawet i na syna, rozpowiadał, że go zaniedbują, niedbają o niego, ubliżają mu, płakał nad swą opuszczoną, nieszczęśliwą starością. Były znów dnie, w których nie wyrzekał, lecz wstając już z łóżka w najgorszym humorze, zacinał się w upartem milczeniu, nie siadał do stołu, odpychał filiżankę z kawą i żywił się tylko kromką chleba, maczaną w gorącej wodzie i posypaną tartym serem, co znów niecierpliwiło Stefana, drażniąc jego nerwy i arystokratyczne już przyzwyczajenia.
Marya, nie mogąc zająć się dostatecznie domem,