Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/231

Ta strona została przepisana.

dział, że żona jego ma się udać do miasta, na sądy, ośmielił się zauważyć:
— Pozostałabyś lepiej w domu, potrzebną będziesz naszej córce... wystarczą tam adwokaci. Jest zresztą Stefan...
— Stefan! — wykrzyknęła zapalczywa niewiasta, — Stefan zmiękł jak wosk, zgłupiał do reszty. Ten gotów odrzec się nawet cywilnego dochodzenia. Niech pilnuje żony! Zbabiał w ostatnich czasach. Jeśli wybieram się do Nuoro, to dlatego, że trzeba, by ktoś przypilnował biegu sprawy, a Stefan do niczego!
To też nie czekając na zięcia, wyjechała do Nuoro, konno, na starej szkapie, uzbrojona w rewolwer i olbrzymi, jasno-żółty, jedwabną materyą pociągnięty, parasol. Za sobą wiozła przytroczony do siodła kosz przysmaków, przeznaczonych dla adwokatów, na piersiach miała gruby pugilares, a w nim bankowe bilety, z których pewna część przeznaczoną była na zakup prowizyi i różnych materyi dla siebie, córki, oczekiwanego wnuka, a lwią część dla świadków, w miarę tego, czy będą lub nie będą świadczyć w myśl donny Maurycyi.
Gdy Stefan przybył do Nuoro, grunt był oczyszczony i przygotowany. Odrazu zauważył, że i adwokaci i świadkowie otaczali go szczególnemi względami, zaliczając widocznie do swych przywódców.
Lecz i rodzina Filipa nie pozostawała bezczzynną. Stary Gonnesa, „Starym Orłem“ przezwany, o oczach turkusowych i wprawnym języku, zjawił się z całym sztabem świadków, pomiędzy którymi nie wszyscy też może odznaczali się skrupulatną uczciwością.