Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/232

Ta strona została przepisana.

Przez pierwsze dwa dni, szanse zdawały się służyć oskarżonym. Marcin Felix, piękny, rosły chłop, z brodą i długiemi, połyskliwemi, czarnemi włosami, odpychał; wszelakie oskarżenia. Niewinny był: zaledwie z widzenia znał nieboszczyka Chessa, z rodziną Filipa i z Filipem wszelkich zapierał się stosunków.
Świadkowie nieśmiali, wahający się, sprzeczni byli w zeznaniach. Wszyscy winę zrzucali na nieboszczyka Chessa, co ległszy w grobie, nie mógł się bronić, ani czemu bądź zaprzeczyć. Przysięgli kłonili się raczej ku przychylnej dla Gonnesa opinii, gdy trzeciego dnia debatów, zjawiła się w sądowej sali rozczochrana, ruda broda Archanioła Porri. Zeznał pod przysięgą, jakoby mu się Chessa zwierzył przed śmiercią, że zabił Karola Arca, na zlecenie Filipa Gonnesa.
Byli świadkowie, co zaprzeczyli temu oskarżeniu mianując je oszczerstwem, lecz Archanioł Porri przedstawił znów dwóch świadków. W kieszeniach ich była lwia część bankowych biletów donny Maurycyi. Ci twierdzili ,że jeśli Porri, przed sędzią śledczym, składał wymijające raczej i bynajmniej nie tak obciążające Filipa zeznania, to ze strachu przed groźbami Gonnesa, co poprzysiągł był jego zgubę... Co do pary wołów, o których sąsiedzi wiedzieli, z czyjej pochodzą obory, Porri zapewniał, że je kupił od Stefana Arca.
Stefan zbladł, słysząc to zapewnienie, natychmiast stwierdzone aż przez trzech, gotowych stwierdzić wzsystko, co im każą, świadków. Nie byłoż to dostateczne dla wykazania złej wiary Archanioła Porri i jego przyjaciół?