Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/237

Ta strona została przepisana.

unosząc silne estetyczne wrażenie zarówno malarskie, jak muzykalne.
Teraz uspokojony i orzeźwiony, mógł wracać do sali sądowej. Chwila tam była stanowcza: publiczność powstała z miejsc, mężczyźni odkryli głowy, oskarżony zbladł i trząsł się cały, a przedewszystkiem uderzyła Stefana barczysta postać „Starego Orła“, Gonnesa, w którego jasnych, turkusowych oczach, skupiało się światło, zalewające sądową salę, przez wielkie i gęste okna.
Skoro się znalazł wobec tej sceny — komedyi, jak ją zwał w myśli — wobec rozstrzygających się losów tylu ludzi, Stefan zapomniał o pogodzie i harmonii, których przed chwilą miał pełne piersi... niepokój ścisnął mu serce.
Czytano wyrok.
Słuchał i słyszał. Jednocześnie w uszach mu dzwoniło i coś ściskało w gardle. Niby magnetyczną pociągane siłą, oczy jego, zwróciły się ku staremu Gonnesie, i spotkały się z wzrokiem „orła“. Przez chwilę co mu się wiecznością zdała, błękit jasnych źrenic starca, przysłonił mu wszystko, a barwa ich, wyraz, łącząc się z dopiero co doznanem na placu wrażeniem, wywołały dawne wspomnienia, szafiry nieba nad Scala dei gigli i jasne spojrzenia Filipa i te wszystkie podniosłe uczucia, co mu piersi rozszerzyły w dniu smutnym, pamiętnym, pragnienie prawdy, dobra, sprawiedliwości...
Marcin Felix, skazany został na dwadzieścia lat galer, za dowiedzione sobie uczestnictwo w zabójstwie Karola Arca, nieobecny zaś Filip Gonnesa, za namowę