Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/243

Ta strona została przepisana.

prostą nutę. Pomału przypomniała mu się dawno zapomniana nuta innej kołysanki... Ninna-nanna...
Gdzież się podziała prastara ta kolebka? Nie zaprzątał dotąd nigdy sobie tem myśli. Zapewne Marya znieść ją kazała z lamusa. Wszak Marya oszczędną była i naogół przekładała rzeczy dawne, staroświeckie, nad nowe, modne. Odszukała ją pewnie śród starych gratów, z pyłu otarła, przewietrzyła, nowemi zasłała puchówkami i kołderkami.
Wyraźniej mu się przypomniała prastara kołysanka: Ninna-Nanna:

„Śpij malutki, śgpij,
Szczęścia krótkim snem,
Drzem, duszeczko, drzem,
Niebo jasne śnij!“

—Przypomniały mu się wszystkie obiecanki, cacanki, jego niani... A piękną była, niania, szeroko rozrosła w ramionach, biała, różowa, z rudemi, nad czołem rozdzielonemi włosami, związanemi nad karkiem w olbrzymi węzeł. Obiecanki-cacanki!... Żadne się nie sprawdziły. Czy mu to na złe, czy na dobre wyszło? Może i na dobre.
W myśli widział Maryę, pochyloną nad prastarą kolebką w casa d’Arca, nucącą słodkie kołysanki nad uśpionym synkiem, kołysanki pełne obiecanek cacanek, co tym razem jednak nie powinne były zawieść... Czemu?
A no! w myśl niani-Nadziei, co od kolebki do gro-