Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/250

Ta strona została przepisana.

A powątpiewanie, pomimo dumy przeczącej wszystkiemu, odwołującej się do niezbitych dowodów, materyalnych faktów: głuchego, dokoła pustelni Sylwestry muru, braku drzwi i okien, powątpiewanie powstawało W głębi duszy Stefana pod obelżywemi słowy owczarza.
A jednak Bore był kochankiem Serafiny, schadzki ich musiały mieć miejsce w ogrodzie, w otaczających ogród i dziedziniec zaułkach i krytych przejściach... mogli coś dostrzedz, podpatrzyć...
Chmurą zachodziły jasne niebiosa, słońce gasło, powietrze dopiero co wonne i świeże, zdawało się zatrułem, życie zatrzymywało w swym biegu...
I jak w porywie marzeń błogich, tak i w przystępie czarnej rozpaczy, Stefan tracił świadomość czasu i przestrzeni. Poruszał się machinalnie, jak lunatyk, zahypnotyzowany okrutnemi myślami.
Wszystko mu się zdawało ciemnością, zewnątrz i wewnątrz niego, lecz nie tą ciemnością cichą śmierci, lub snu, na której tle przesuwają się porwane widzenia rzeczy jasnych i dobrych, teorye wspaniałomyślne, sny o ogólnej, niedościgłej zapewne, sprawiedliwości, wyrozumieć, usiłowania szlachetne, lub własnego serca i duszy ukojenia, sny błogie, nawiedzające od niejakiego czasu Stefana Arca.
Nie to. Inne to były, z głębi jego duszy wylęgłe mroki: instynktów dzikich, okrutnych, a potężnych, instynktów rasy mściwej, zaciętej, surowej pomimo kultury i humanitaryzmu, zwierzchniej powłoki; instynktów, których nie zdołał, bądź co bądź, przezwyciężyć przy starciu z Bore Porri, a które tłumne i nieubłagane,