Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/258

Ta strona została przepisana.

bólu. Mógłże o tem, choć na chwilę, zapomnieć, byłaż to rzecz do zapomnienia?
Zadawał sobie oba te pytania, zagryzając usta, by nie syknąć z bólu. W odpowiedzi czuł ogarniające go zdziwienie raczej, niż oburzenie... Byłoż to uczucie lęku, czy wzniesienie się do bohaterstwa samozaparcia?
Nie wiedział, nie potrafiłby na to odpowiedzieć, czuł tylko, że wobec tej wielkiej łuny rozradowania rozpalonej nad smutną starością swego ojca, wobec róż, zasypujących łoże, na którem spoczywał jego skarb podwójny, żona i dziecię, ręce jego nie mogły splamić się krwią, chociażby dla zadosyćuczynienia sprawiedliwości, czy tego, co mu się sprawiedliwością zdawało.
Nienawiść pożerała go jednak, obrażona duma wzbraniała przebaczyć, a nuta przebaczenia była właśnie nutą, której brak odczuwała jego, do harmonii pragnąca dostroić się dusza.
I drżąca zgrzybiałość ojca, i czystość imienia żony, matki jego syna, i tegoż syna wymarzona już przyszłość, i zmarłych pamięć święta, i przyszłych pokoleń honor bez skazy, nakazywały mu zemstę. Stefan Arca musiał dokonać vendetty, było to jego obowiązkiem.
Lecz, teraz, przedewszystkiem potrzebował wypocząć, uspokoić się, owładnąć sam sobą. Legł i spał długo, głęboko, nie doznając w to długie, gorące popołudnie, znużenia, z jakiem się budził zeszłej wiosny, chociaż i we śnie czuł przejmujący go ból głuchy, ból straszny.
Około dziewiątej wieczorem, wszedł do pokoju żony i stanął przy jej łóżku cichy, milczący. Marya czuła