Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/31

Ta strona została przepisana.

z nudy! A ona? Słaba i wytworna, nietylko zadawalniała się życiem monotonnem, surowem, lecz słodyczą słodyczą swą rozweselała dom ponury. Tłomaczyła mu to ze zwykłą sobie prostotą.
Stefan nakoniec zrozumiał tajemnicę ust jej i oczu, którym największe i szybko po sobie następujące rozkosze i gorycze życia, nie zdołały ująć czystości i słodyczy. Wyrażały siłę, wiarę, dobroć, szukającą oparcia daleko i wysoko, w strefach niedostępnych pospolitym ludziom.
Od godziny blizko siedział przy stole, na którym leżała rozwarta książka „O naśladowaniu Chrystusa“, i nie odchodził, owszem, dolewał złociste wino do rzniętej, pięknej czary, szukając na dnie słów i obrazów zaklętych. Marya śledziła go z wzrastającym niepokojem. Chciała go ostrzedz: „Ostrożnie, zaszkodzić ci może“. Nie śmiała.
Przenikało go ciepło, a myśli się rozprasszały, mąciły. Zmogło go coś lubego: niewysłowione pragnienie pieszczoty tych rąk szczupłych, długich, białych, opuszczonych na wdowie szaty. Chciałby ująć je w swoje rozgrzane winem i ciepłem płaszcza futrzanego dłonie, tulić je do ust i do skroni i zasnąć tak na wieki w ciszy tej surowiej komnaty. Bał się poruszyć, rozbudzić. Tracił świadomość jawy. Śmierć brata, co żałobą pokryła Maryę, don Piane ze swymi służącymi, psami, kotami, z zemstą swą, nienawiścią, nabożeństwem, wspomnienia przeszłości, teraźniejszości troski, wszystko to cofało się po za mgliste horyzonty.