Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/35

Ta strona została przepisana.

tej nocy i przysłał mię tu powiedzieć, że życzy sobie koniecznie, by donna Marya przyszła do nas.
— Bodaj cię! — zamruczała pod nosem donna Maurycya — nie masz przecie domu, przybłędo ty jakaś! — a głośno i ze złością spytała:
— Na co tam ma być potrzebna moja córka?
— Tego to i ja niewiem! — odparła służąca, zaglądając do ogrodu. Odzież jest zia Larenta? Może szła do młyna?
Lecz donna Maurycya nie raczyła odpowiedzieć na to pytanie i rzekła wyniośle:
— Marya śpi jeszcze, jak wstanie, powiem jej z czem cię tu przysłano.
— Proszę pamiętać! Panicz chce ją widzieć jaknajprędzej.
— Prędzej czy później, wszystko jedno! Poczeka! — wybuchła pani domu, a Serafina tymczasem, zaglądając ciągle do ogrodu i na wiodącą do młyna ścieżkę, powtórzyła uprzednie pytanie:
— A zia Larenta, w młynie?
I tym razem nie otrzymała odpowiedzi.
— Ależ tam! — zawołała po chwili, wychylając się za drzwi dziewczyna. — Pozwólcie mi doskoczyć...
Nie doczekawszy się pozwolenia, wyskoczyła na wiodącą do młyna ścieżkę, pod pretekstem powitania ciotki Larenty, w rzeczy samej, dla widzenia się z pracującymi w młynie parobkami.
Donna Maurycya zaklęła na cały głos; obejrzała się podejrzliwie po izbie, bacząc, czy wszystko na miejscu i potem dopiero zatroszczyła się o chorego.