Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/55

Ta strona została przepisana.

ją dłonie paliły, a ociężałe powieki opadały na znużone oczy.
Z obojętnością patrzała na odchodzącego don Piana, który nie raczył nawet powiedzieć jej „dobranoc“ i poszła na górę, do mieszkania chorego. Stefan potniał, wypiwszy gorące ziółka, które mu Hortensya podała. Stękał. Marya napoiła go orszadą, otarła mu z potu czoło, a ujmując za gorącą i wilgotną rękę, doznała fizycznego wstrętu, wywołanego rozgorączkowaną twarzą i gorączkowym oddechem chorego.
Szukała wypoczynku, leżąc na otomanie, w salonie lecz sen nie kleił powiek, a znużenie zwiększało się wraz ze zdenerwowaniem.
— Po com tu przyszła? — wymawiała sobie, a zmiana miejsca, sąsiedztwo chorego i czerwone światło lampy, nie dawały jej zasnąć. Dwa razy Stefan budził się jęcząc, a ona zamiast budzić śpiącą w przyległym pokoju Hortensyę, wstawała sama i podając mu chłodzący napój, doznawała ciągle moralnego i fizycznego wstrętu do chorego.
Smutna, przybita, zniechęcona, modliła się gorąco, by Stefan wyzdrowiał jak najprędzej, pragnąc rozchorować się sama, byle mieć pretekst opuszczenia tego domu i nie wrócenia tu już nigdy... nigdy...

III.

Stan taki trwał bez zmiany, przez tydzień cały.