Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/57

Ta strona została przepisana.

pełnych czułości słowach ojca, w pieszczotach ulubionego swego kotka.
Wracając raz do domu teścia i szwagra, odprowadzana przez Larentę, Marya spotkała Serafinę, kryjącą coś pod faruchem.
Nazajutrz Larenta wytłomaczyła jej zagadkę:
— Serafina szła do siebie, a pod fartuchem wynosiła, ot taki, kawał sera.
— Skąd to wiesz?.
— Widziałam i słyszałam na własne uszy, przechodząc koło ich chaty, — odrzekła spokojnie stara sługa, posiadająca w wysokim stopniu, talent podpatrywania i podsłuchiwania, na swoje i nie na swoje conto.
— Trzeba temu zaradzić, — postanowiła Marya.
Nazajutrz Stefan wstał z łóżka, było mu lepiej i optymista lekarz pocieszającą stawił diagnozę:
— Posłuchaj donna Maryo! Don Stene miał złośliwą febrę, pozostało mu osłabienie i zaburzenia żołądkowe. Jeśliby się był przystosował do moich przepisów, przeszłoby mu to szybko i bez śladu, lecz don Stene drwi z nauki i jej przedstawicieli. Konna jazda, polowanie, narażenie się na słoty i chłody nocne, okrasa, — tu zrobił wymowny ruch wychylonego kielicha, a Marya uśmiechnęła się mimowoli i nie bez pewnych wyrzutów sumienia, za niewczesną swą gościnność, przypominając wyborne, muszkatowe wino, jakiem szwagra uraczyła, — spowodowały recydywę, dostał przytem gastrycznej gorączki. Wyszedł z niej szczę-