Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/72

Ta strona została przepisana.

— Posłuży ci to na zdrowie.
— Kto wie! Zmęczyłem się okropnie.
Mówił to bezdźwięcznym głosem, jak gdyby w tej chwili odczuwał istotnie brzemię całego swego życia. Po chwili zmienił głos i przedmiot rozmowy.
— W winnicy Piotra Farina zielono, dotąd. Wyobraź sobie, gałęzie dzikie obcięli i wyrzucili na drogę, zamiast na paszę oddać owcom, jak to się zwykle czyni.
— Prawda. Zauważyłem to dziś rano, przechodząc tamtędy i mówiłem nawet o tem z właścicielem winnicy, Piotrem Farina. Mówił mi, że jakiś cudzoziemiec odradzał mu wpuszczać owce do winnicy.
— Egipcyanin chyba mógł coś podobnego wymyślić, — zawołał don Piane, strącając łapki kotki, której po guzikach, zachciało się bawić z brodą starego. — Co owce szkodzić mogą? Obrywają gałązki delikatnie. Nigdy nie słyszałem, aby po dokonanem winobraniu, wpuszczone do winnicy owce, szkodę przyczyniły.
— Wytłómacz to młokosom. U nich każda nowość popłatna.
Tymczasem Stefan zbliżył się do donny Maurycyi.
— Mąż pani, wygląda młodziej ode mnie. Niedawno, miesiąc temu może, widziałem jak konno, wpław zjeżdżał w rzekę wezbraną i wzburzoną. Ją bym się nie ośmielił. Don Constantine, niby nic; spiął konia ostrogami, raz, dwa i był już na przeciwnym brzegu. Zazdroszczę mu jego zwinności.
Marya, śledząc z boku swą matkę, dojrzała wre-