Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/77

Ta strona została przepisana.

mówiłabyś, lecz zastanów się, pomyśl... I nie obrażaj się, że ci to teraz, tu, mówię i wspominam o krzywd wynagrodzeniu... Chcę, abyś była szczęśliwa, tak szczęśliwa, byś zaopmnieć mogła przeszłość całą. Lecz nie dlatego tylko cię pragnę. Pragnę, bo cię kochaam, jak pokochałbym cię oddawna, gdybym cię znał dawniej...
— I sądzisz...
Przerwał jej.
— Nic nie sądzę, nie odpowiadaj mi jeszcze. Wiem wszystko, co mi powiedzieć możesz, lecz i to wiem, że życie masz przed sobą długie jeszcze, żeś tak młoda, tak bardzo młoda! Wiele też lat mieć możesz?
— Dwadzieścia pięć.
— Dwadzieścia pięć! Za rok, za dwa zapomnisz, o tem co minęło, bolało. Pocieszysz się, żyć zapragniesz. Nie wstrząsaj głową Maryo! Znam życie lepiej, niż ty. Jeśli chcesz, poczekam i wówczas dopiero... Pewien jestem, że jeśliby mąż twój mógł wskrzesnąć na chwilę, radziłby ci z całego secca, przyjąć szczęście, którego ci dać nie mógł. Jeśli cię prawdziwie kochał...
— Pozostawmy zmarłych w pokoju, — przerwała chłodno Marya.
— Kochałem mego brata nadewszystko, milszym mi był od ojca! — zawołał Stefan, zbliżając się i opierając otwartą dłoń na stole. — Nie sądzę jednak, bym jego pamięci uwłaczał tem, żem cię teraz pokochał. Jeśli cię Karol prawdziwie kochał, o czem nie wątpię, jeśli po zgonie duch żyje i zajmuje się sprawami doczesnemi, to pragnie dziś przedewszystkiem twego szczę-