Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/88

Ta strona została przepisana.

łudniu padało kilka promieni słońca. Izdebkę obok zmieniono na kaplicę.
Tu sufit i ściany malowane były na ciemny jak aksamit kolor czerwony, we wdzięczne i lekke, złote arabeski. Wyglądało to jak starożytny, drogocenny, genueński adamaszek, a ozdobie nadawało dziwną fizyonomię, na poły kościelną, na poły buduarową.
Ścianę w głębi, zajmował ołtarz marmurowy, w którego niszy stała przezroczysta i biała Madonna z alabastru, dzieło sztuki XVII stulecia, pamiątka cenna rodzinna i z którą się don Piane, z płaczem rozstawał. Ponad niszą podtrzymywany dwiema kolumenkami z florenckiego, szarego marmuru, którego gęstość i barwa, służyły do podniesienia barwy i przezroczystości statuetki, spoczywał mały sarkofag marmurowy, tak biały, że zdawał się w gipsie wyrobiony, ozdobiony sercem z krwawnika, gorejącem, Sylwestra bowiem poświęconą była Sercu Przenajświętszej Maryi Panny.
Na ołtarzu stały starożytne, ciężkie, srebrne świeczniki, ozdobione różami przywiędłemi, smutną i nieudaną kopią dzieła przyrody. Lampa, z kryształu ciemno-ponsowego, oprawna w srebro, jak dzień tak noc, drżała żywym, zawieszonym rubinem, przed białą alabastrową statuetką Najświętszej Panny.
Ciężki, z orzecohwego drzewa rzeźbiony klęcznik, na który z półkolistego okna padało rubinowe i szmaragdowe witrażu światło, stał przed ołtarzem — świadcząc o ascetycznych przyzwyczajeniach klękającej na nim kobiety.