Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/90

Ta strona została przepisana.

na metr, dwadzieścia centymetrów, wysoki na całe niemal dwa metry, podpisany był: „Wenecya, 1503“, oraz inicyałami: „V. C.“ Przedstawiał Zwiastowanie.
Widać na nim było kawał łóżka z baldachimem, oświeconego rozdwojonem oknem, na którym stał wazon metalowy, z wysmukłą, stylizowaną różą. Na lewo na starożytnym klęczniku, klęczała w modlitwie zatopiona dzieweczka. Ciemne, fałdziste szaty, przykrywały kształty wysmukłe, lecz nie tak sztywne już i bezcielesne, jak dziewic prze rafaelowskich, nawpół zatartych pod żółtą patyną czasu.
Żywa światłość słoneczna zalewała całą lewą stronę obrazu, oświecając kąt drzewem belkowanego sufitu i ubogie sprzęty dziewiczej izdebki, ginące w głębi obrazu. Skąd jasność ta pochodziła? Z niewidzialnego gdzieś okna, czy od niebiańskiego zwiastuna Archanioła?
Światłość oblewała dzieweczkę, której ciemno udrapowana, pełna wdzięku postać, zdawała się występować z ram obrazu. Dokoła jej bladej, ekstatyczną bladością twarzy, zaokrąglało się wzniesione białawe światło, niby miesiąca na nowiu, rozpraszając się i znikając stopniowo w przezroczu wieczornem tła obrazu.
Sylwestra trawiła godziny, klęcząc przed tym obrazem, a pomiędzy nią i malowaną postacią dzieweczki, istniało pewne podobieństwo, zwłaszcza w bladości cery i barwie kasztanowatych włosów, co odrastały bujniejsze, wijące się w pierścienie złotawe na głowie młodej pustelnicy.
Na bladą jej twarz, wewnętrznych wspomnień o-