Strona:Grazia Deledda - Sprawiedliwość.djvu/96

Ta strona została przepisana.

mentów. Uklękła na klęczniku, u stóp ołtarza i rozpoczęła rachunek sumienia, pogrążając się w modlitwie.
Na dworze ciemniało, wieczór zapadał i niebo się zachmurzyło. Przez witraż, zmyty przedwieczornym deszczem, wdzierało się do kaplicy różowe światło. Płomień w lampie kryształowej, drżał ustawicznie przygasając, to znów wybuchając.. Papierowe róże więdły bezwonne, ponad przezroczystą, alabastrową madonną, serce Maryi płonęło bladem światłem, co się wzmagało i rozpalało, na pysznych tonach obrazu Carpac’a.
Kaplicę zalewały mistyczne jakieś brzaski. Sylwestra posmutniała. Szepcąc pacierze purpurowemi wargi, biła się w piersi: „Boże, bądź miłościw grzesznej duszy!“ Słabą była i grzeszną. Zapragnęła wieści z zewnątrz, nie wystarczała jej modlitwa i ręczna praca.
Miałażby żałować niebacznych i przedwczesnych swych ślubów?
— Co to, to nie, — wstrząsła głową, lecz w głębi serca gryzł ją żal do tych co pośrednio wpłynąć mogli na nieodwołalne jej postanowienia. Byli to jej krewni, najbliższa rodzina. Życie jej złamane było... Opłakiwała to w głębi serca. Chciałażby wskrzesić przeszłość?
— Co to, to nie, — energiczniej wstrząsła znów głową, — tylko wspomnień nie zawsze udaje mi się zgłuszyć. Dopomóż mi, o! Przenajświętsze Serce Maryi! Ukój mię, oświeć...
Spuściła, na złożone do modlitwy ręce, czoło, przymykając oczy. Ody skończyła pacierze i rachunek su-