PRZYMIERZE
Józefowi Wittlinowi
O, kiedyż z ziemi twardego rdzenia
Na sprawy nasze zgodę dobędziem,
Na słowa z ciebie, na słowa ze mnie —
Jakimż wysiłkiem, jakimż narzędziem?
Przecież jednako skrzypi w nas, gnie się
I trzeszczy dzień nasz — jabłoń garbata,
Owoce cierpkie w piersiach obraca,
Gnatem korzennym nogi oplata.
Przecież jednako na nowe lata
Nasiona bólu łuskamy z siebie —
Na jutro twoje, na jutro moje,
Na nasze jutro o lepszem drzewie.
O, kiedyż matko plon wykołyszesz,
Nadzieją wzejdziesz, dojrzała tryśniesz
Ziarnem z pod kości, z pod krwi — przymierzem
I koniczyną o czworoliściu —
Niechaj porośnie, niechaj wygładzi
Żywoty nasze szyte i rwane,
Nad twoim domem, nad domem moim,
Niechaj się przyjmie dobry poranek.
Uderzy niebem, zapachnie wiatrem,
Zadzwoni wilgą w bliskiej olszynie,