Wyrasta gawiedź miejska, stłoczona przy murze...
Wtedy lśni, jakby głaskał cesarskie ordery...
Leader znak dał chustką... „Nie zginęła jeszcze!”
Śpiewają i z łoskotem dźwigają sztandary...
Rżnie kapela.... Tłum ruszył... Mnożą się pod deszczem
Łysiny, weżetale i fiksatuary...
On trwa na posterunku... Ku górze wzniósł rękę
I z pod daszka zalotnie w obcisłym mundurze
Honory czyni domu i kłania się pięknie —
Pan komisarz się kłania Najjaśniejszej Muzie,
Która — spłonione dziewczę — przy bębna warkotach
Umyka brzuchomówcom, lamom, rajcom — łykom,
Rzędy krzeseł roztrąca i fontanną błota
Paskudzi całe spodnie dziobatym ławnikom;
Która — najpłochsze dziewczę — owego poranku
Wśród gawiedzi na rynku biegnie przy orkiestrze,
Gdzie kroczy strażak — pierwszy muzykant w zaścianku —
I z trąby wydmuchuje roześmianą przestrzeń!
Strona:Gusła.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.