Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.
96
GUSTAW DANIŁOWSKI

pod wrażeniem swych słów. Te gorzkie ziarna, które mi rzucał w duszę garściami, obracało w niwecz każde serdeczniejsze drgnięcie uczucia, ale już wówczas z tego posiewu nagromadzał się na dnie mej istoty ów osad zepsucia, który pozwala gorzeć zmysłom bez współudziału serca, bez szczypty ukochania.
Pewnego dnia, z powodu wściekłego upału, zebraliśmy się na placyku dopiero pod wieczór. Starsze panie usiadły jak zwykle na belce i gawędziły o sztuce kulinarnej wogóle, ze specyalnem uwzględnieniem działu konfitur, gdyż sezon smażenia dosięgał zenitu, a myśmy grali zapamiętale podwójną partyę. Ja i panna Iza stanowiliśmy jeden obóz;