Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.
98
GUSTAW DANIŁOWSKI

oka, wytrzymywał przez pewien czas w niepewności, przewlekając z umysłu cios, aż w końcu wykrokietowywał jej kulę jak mógł najdalej, dogadując z widoczną satysfakcyą:
— Mańka, widzisz teraz, co to znaczy pojechać na grzybki!
Muszę wyznać, że gdym z kolei dorwał się do jego kuli, nie żałowałem ani młotka, ani ręki i waliłem z taką pasyą, jakby w jej wnętrzu siedział apatyczny właściciel.
Dnia tego partya szła zwykłym trybem. Jerzyk nie oszczędzał nikogo, nawet panny Izabeli, choć się do niej stale zalecał, a pomysłowość jego pod tym względem była w istocie niewyczerpaną. Miałem sposobność