Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.
102
GUSTAW DANIŁOWSKI

— Schowaj to sobie, trubadurze, na pamiątkę tej wzruszającej chwili!
Zmiąłem chustkę w kieszeni, a gniew i oburzenie w głębi rozżalonego serca.
I tak było zawsze. Jerzemu udawało się i uchodziło wszystko; miał on jakiś specyalny dar bagatelizowania swych najszaleńszych wybryków i nadawania im pozorów tak naturalnych, że się nietylko nikt nie gorszył, ale przeciwnie, choćby sobie najwięcej pozwolił, każdy z obecnych był przekonany, że wszystko jest w porządku, że tak być może, a nawet powinno. Nawet ciotka moja, pomimo swej przesadnej pruderyi, nie znajdowała w za-