Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.
107
GŁUPIA BABA

oddechu w piersi czekałem na cios.
— Panie Stanisławie — zagrał jej nizki, głęboki głos — brońmy się energiczniej, bo zginiemy oboje; zamiast psuć teren, niech pan lepiej naprawi moją pozycyę. Dobrze? — przeciągnęła ostatni wyraz i poparła prośbę jeszcze dłuższem spojrzeniem, za które byłem gotów do nóg jej upaść.
— Ale jakże... tylko, zdaje się, będzie deszcz — wyjąkałem, słuchając z przerażeniem tych bezmyślnych słów, które jakaś złośliwa siła wyrwała mi z gardła.
Straciłem głowę do reszty; zdawało mi się, iż moje nogi i nogi ławki uginają się pode mną, a zanim zdołałem ochło-