Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.
110
GUSTAW DANIŁOWSKI

ła plątaninę dość bujnych włosów, miejscami czarnych, jak lśniące skrzydła kruka, to znów pozlepianych w strąki i kołtuny nieokreślonej barwy. Brudna, podarta koszula, rozchełstana naoścież, pozwalała widzieć spaloną, żylastą szyję i nędzne obwisłe piersi, puste, jak sakwy żebracze. Stosunkowo najmniej przykre wrażenie sprawiała owalna, lekko obrzękła i chorobliwie blada twarz, ozdobiona mocno zarysowaną brwią.
Baba, nie ruszając się z miejsca, oglądała się ciągle wokoło, jakby czegoś szukała.
— No, idźcież, kobieto, kiedy wam mówią — odezwała się pani Irena z odcieniem zniecierpliwienia.