Strona:Gustaw Daniłowski - Dwa głosy.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
116
GUSTAW DANIŁOWSKI

Tymczasem kucharki pochwyciły babę pod pachy i jęły ją popychać w kierunku ścieżki; znikły za węgłem domu, ale po chwili, okrążywszy go wokoło, ukazały się z drugiej strony. Baba się szamotała i, wyrwawszy się w końcu, wbiegła na plac, przytuliła się do ściany i zaczęła szlochać żałośnie.
— Nie szarpcie jej! — zaprotestowałem. — Maryanno, proszę jej dać. Ot tu leży dziesiątka. Sama pójdzie.
— A jużci, co panicz wie! O, widzicie ją, nie chce brać! To »głupia baba!« — jak się gdzie znęci, kijem jej nie wyprosi! Poszła won! — i powtórzyła się poprzednia scena wypychania, ale tym razem z lepszym skut-